poniedziałek, 26 listopada 2012

Takie tam...

Macie na przeprosiny:


Na forum Voltahorse znalazłam taki oto tekst napisany przez "badziewie".
Pierwsze kilka godzin cieszysz się, ale wszystko cię boli. Masz obolała dupę, mięsnie, które są usztywnione dają ci dużo do myślenia i czujesz się dziwnie 'co ja tu robię, to nie dla mnie'.
Po 10 godzinach zaczynasz zadawać dużo pytań i dobrze. Ale dalej nauka ostro twa i dalej koń nie słucha. Wydaje Ci się, że to wina konia, a instruktor cię pociesza, robiąc rozmaite ćwiczenia i stosując odpowiednią grę psychologiczną, aby cię nie zniechęcić. Po 20 godzinach zaczynasz łapać, przynajmniej tak Ci się wydaje. Zaczynasz kapować, że nie tylko mięsnie są ważne, ale rozluźnienie, balans, równowaga, chociaż jeszcze tego nie wykorzystujesz. Ale dalej myślisz, że koń ma przyciski, które można nacisnąć i będzie słuchał. Wkurzasz się czasami, że nie możesz zagalopować, a mała 9 letnia dziewczynka na tym samym koniu rusza konia z miejsca galopem z dobrej nogi itd. Pytasz siebie i innych, dlaczego tak jest. Uzyskujesz tylko jedną odpowiedz: 'cierpliwości' ;) 
 

Po 50 godzinach zaczynasz doświadczać, że nie siła, a delikatność jest ważna. Zaczynasz eksperymentować i dochodzisz do wniosku że naprawdę te zwierzęta są dzikie i można je „muśnięciem piórka” ujarzmić. Cieszysz się bardzo, jak coś ci wychodzi. Zaczynasz wpadać w samo zachwyt. „Co ja nie umiem heheh , ale jestem dobra." I tu nagle zderzenie z rzeczywistością. Zaczynasz zauważać, że przed tobą jest tyle do nauczenia, że albo dostaniesz dołka i zrezygnujesz albo postawisz sobie jeden cel: zostanę koniarą, kocham konie, kocham ten zapach, kocham wzrok konia, taki wyraźny, szukający spokoju, czasami przerażony i w jednej chwili bijący blaskiem szczęścia. Zrozumiesz, że nigdy nie nauczysz się wszystkiego, ale będziesz chciała dążyć do doskonałości, do zjednoczenia. Po 200 godzinach zaczniesz pokornie uczyć się jeździć i będzie ci to sprawiało największą przyjemność. I tu też będą rozczarowania, spadniesz z konia i np. wybijesz palec, chociaż będzie bardzo bolało pierwsze, co zrobisz, to podejdziesz do konia i uspokajając go, zaczniesz go poklepywać i oglądać, czy mu się nic nie stało. Po 500 przejeżdżonych godzinach zaczniesz wykorzystywać instynkty konia, nie będziesz go tylko zmuszała, ale będziesz wykorzystywała jego chęci, jego chwilę. Będziesz mogła zatrzymać konia jednym palcem lub tyko dosiadem, co kiedyś byłoby niemożliwe. Zobaczysz, że koń pod tobą idzie bardzo lekko, że szuka kontaktu i zauważysz, że nie tylko ty się uczysz, ale nieustannie ty uczysz konia. Będziesz dla niego nie tylko przyjacielem, wrogiem, przewodnikiem, liderem ale i nauczycielem. Po 1000 godzinie jazdy będziesz wiedziała, na czym stoisz, chociaż dalej będziesz na rozdrożach. I zobaczysz, że obydwoje jesteście dla siebie nauczycielami. Będziesz leciała galopem wielką polaną, czuła, że koń się cieszy, gna przed siebie nie wiadomo dlaczego, a ty jedną ręką będziesz łapała wiatr i krzyczała "kocham to". (chyba że będziesz już na wózku inwalidzkim) sorry to ostatnie było wredne.
A jeszcze później czasami stracisz wiele przyjaciół, ponieważ konie będą dla ciebie ważniejsze niż inni i jak będziesz musiała wybierać w ciągu sekundy wybierzesz „futrzaka”.
Jak już przejdziesz ten cały etap, to życzę ci ciekawej pracy z końmi i bądź dla nich dobrym nauczycielem, aby inni mogli zacząć od podstaw jak ty.
 

Co o tym sądzicie? piszcie q komentarzach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz